Księga Rut

Noemi miała powinowatego, krewnego jej męża, człowieka bardzo zamożnego z rodziny Elimeleka. Nazywał się Booz. Powiedziała Rut Moabitka do Noemi: «Pozwól mi pójść na pole zbierać kłosy za tym, który będzie mnie darzył życzliwością». «Idź, moja córko» – odpowiedziała jej Noemi. Rut wyszła więc i przyszła zbierać kłosy na polu za żniwiarzami, a przypadkiem tak się stało, że było to pole Booza, który był z rodu Elimeleka. A oto Booz przybył z Betlejem i powiedział do żniwiarzy: «Niech Pan będzie z wami!» – «Niech błogosławi ci Pan!» – odpowiedzieli mu. Zapytał Booz swego sługę pilnującego żniwiarzy: «Czyja jest ta młoda kobieta?» Odpowiedział sługa pilnujący żniwiarzy: «To jest młoda Moabitka, która przyszła z Noemi z ziemi Moabu. Powiedziała ona: Pozwólcie mi szukać i zbierać kłosy za żniwiarzami. Przyszła i pozostała od rana aż dotąd, a jej odpoczynek w domu był krótki». Powiedział Booz do Rut: «Słuchaj dobrze, moja córko! Nie chodź zbierać kłosów na innym polu i nie odchodź stąd, ale przyłącz się do moich dziewcząt. Spójrz na pole, na którym pracują żniwiarze, idź za nimi. Oto kazałem młodym sługom, aby ci nie dokuczali. Kiedy będziesz miała pragnienie, idź do naczyń napić się tego, co będą czerpać młodzi słudzy». Wtedy Rut upadła na twarz, oddając pokłon aż do ziemi, i zawołała: «Panie, dlaczego darzysz mnie życzliwością, tak że mnie uznajesz, choć jestem obcą?» Odpowiedział jej Booz: «Oznajmiono mi dobrze to wszystko, co uczyniłaś swojej teściowej po śmierci swego męża: opuściłaś ojca swego i matkę swoją, i swoją ziemię rodzinną, a przyszłaś do narodu, którego przedtem nie znałaś. Niech cię wynagrodzi Pan za to, coś uczyniła, i niech będzie pełna twoja nagroda u Pana, Boga Izraela, pod którego skrzydła przyszłaś się schronić». «Obyś darzył mnie życzliwością, panie mój – powiedziała – oto uspokoiłeś mnie i przemawiałeś z dobrocią do swej służebnicy chociaż nie jestem nawet równa jednej z twoich służących». (Rt 2, 1-13)
Dlaczego warto zaufać Bogu? Co stoi za Jego imieniem, że można Mu się całkowicie i totalnie powierzyć, mając pewność, że nie zawiedzie? W naszej historii biblijnej odpowiedź na te pytania ukryta jest w imieniu człowieka, którego spotyka na swojej drodze Rut, w imieniu, w którym ukryta jest cała gama przymiotów charakteryzujących Boga. To imię brzmi Booz, a oznacza ono dosłownie: „Bóg jest mocny”, „Bóg jest mocarzem”. Żeby jednak dobrze je zrozumieć, musimy uważnie przyjrzeć się tej postaci biblijnej, bo jej moc jest zupełnie inna od naszego zwyczajowego pojmowania mocy.
Pierwsza cecha tej mocy wyraża się w czymś, co na pierwszy rzut oka można przegapić, ponieważ wydaje się to zupełnie z mocą niezwiązane. Otóż Rut trafia na pole Booza, nie znając go jeszcze i nic o nim nie wiedząc. Jak mówi Biblia, trafia tam przypadkiem. Sytuacja była bardzo prosta: dwie kobiety zupełnie bez środków do życia musiały jakoś się o siebie zatroszczyć. W tamtym czasie nie było oczywiście żadnej opieki społecznej czy innego rodzaju zabezpieczenia socjalnego, więc musiały poradzić sobie same. Rut jako młodsza, pewnie zdrowsza i pełna sił synowa wymyśla, że będzie chodzić po okolicznych polach w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia dla swojej teściowej i dla siebie. Rut ma nadzieję, że znajdą się jacyś dobrzy i życzliwi ludzie, którzy wspomogą biedne kobiety w potrzebie.
Jak się okazuje, Rut zupełnie przypadkiem trafia na pole Booza, mogła przecież zatrzymać się na każdym innym polu u jakiegoś innego gospodarza. Ten przypadek jest właśnie pierwszą cechą mocy Boga. Jeden z Ojców Kościoła napisał kiedyś, że przypadek to takie działanie Bożej mocy, w której Bóg chce dokonać niezwykle potężnego dzieła, ale w taki sposób, żeby nikt się nie zorientował, że to On. Ta Boża potęga w kreowaniu przypadków jest oczywiście związana z Jego pokorą i delikatnością. Bóg nie chce się narzucać ze swoim działaniem i ze swoimi darami,
Z tymi otwartymi na Boże działanie oczami związana jest druga cecha Stwórcy ukazana w postaci Booza, którą można nazwać życzliwością. Nie jest to jednak życzliwość, którą znany ze świata ludzi, ponieważ ta nasza życzliwość jest zazwyczaj postawą polegającą na byciu sympatycznym i gotowym do ofiarowania pomocy. To oczywiście bardzo piękne cechy, ale kiedy mowa o życzliwości Boga, chodzi o coś znacznie większego. Biblia mówiąc o Bożej życzliwości, używa słowa hesed, które najprościej można przetłumaczyć jako „łaska”, „dobroć”, „wierność”, „czasem” „miłosierdzie” – bardzo wiele znaczeń zawiera się w tym słowie. Warto także zwrócić uwagę na pochodzenie tego wyrażenia, a szczególnie na miejsce, które zajmuje w historii relacji Boga ze swoim ludem. Otóż słowo hesed związane jest przede wszystkim z zawarciem przymierza, z umową, która została przyjęta na Górze Synaj. Przez wejście w to przymierze Bóg zobowiązał się właśnie do życzliwości względem swego ludu, wybrał go ze wszystkich narodów świata w wyjątkowy sposób po to, żeby okazywać mu łaskę i dobroć, czyli właśnie hesed.
W takim świetle zupełnie czymś innym staje się życzliwość Booza względem Rut, o której to życzliwości jest mowa w opisie ich pierwszego spotkania. Rut jako Moabitka jest na z góry przegranej pozycji względem Booza będącego członkiem narodu wybranego. Mimo to właśnie ona przykuwa jego uwagę, to o nią Booz dopytuje swoje sługi, to jej każe pomóc i to właśnie ją zaprasza do rozmowy, choć nie powinien się w ogóle do niej odzywać. Ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę, pytając, czym zasłużyła sobie na jego życzliwość. Właśnie w tej życzliwości Booza odsłania nam się jedna z najważniejszych cech mocy i potęgi Boga, która sprawia, że jest On tak bardzo godny zaufania, tak bardzo jak nikt inny.
W Księdze Wyjścia jest opisane przykazanie dotyczące zbiorów, które ma ogromne znaczenie w historii Booza i Rut. Otóż jeśli rolnikowi zbierającemu na swym polu zboże podczas zwożenia do spichlerza coś wypadnie z wozu lub z ręki, na przykład snopek albo kłosy, to nie wolno mu tego zabierać ze sobą. Rolnik powinien pozostawić to na ziemi dlatego, że (jak mówi Pismo) w to miejsce może przyjść jakaś sierota albo wdowa i ta część zbiorów jest przeznaczona właśnie dla nich. Inne, bardzo podobne przykazanie głosi, że jeżeli ktoś zbiera winogrona z winorośli, to wolno mu tylko raz przejrzeć krzak. Gdy raz przejrzy krzak, zbierze owoce, a potem po odwróceniu wzroku ponownie spojrzy na krzak i okaże się, że jakieś kiście nie zostały zebrane za pierwszym razem, to nie wolno mu tego zabrać. Mówi bowiem Prawo, że z pewnością przyjdzie jakaś sierota albo wdowa i te wiszące owoce są właśnie dla nich. Co zatem robi Booz? Booz mówi do pracowników na swoim polu, aby przestrzegali przykazań, czyli aby pozwalali wdowie, którą tu akurat jest nasza Rut, zbierać to, co zostanie. W następnym fragmencie, który będziemy czytać zobaczymy, że Booz posuwa się jeszcze dalej, ponieważ nakaże swoim sługom specjalnie wyrzucać kłosy z wozów, aby Rut mogła ich nazbierać jak najwięcej. Czyli już nie tylko będzie posłuszny przykazaniu, ale pójdzie za duchem tego prawa i okaże jeszcze większą miłość i troskę względem potrzebujących.
W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w mojej kwaśnej polewce». Usiadła więc koło żniwiarzy, a Booz dał jej prażonych ziaren. Jadła je, a gdy nasyciła się, resztę zatrzymała. Potem wstała znowu zbierać kłosy. Booz wydał polecenie swoim sługom: «Wolno jej zbierać kłosy nawet między snopami, wy zaś nie czyńcie jej wstrętów. Co więcej, wyrzucajcie dla niej kłosy z pokosu i pozostawiajcie, żeby je mogła zebrać. I nie krzyczcie na nią!» Rut zbierała kłosy na polu aż do wieczora, a gdy wymłóciła kijem to, co zebrała, było około efy jęczmienia. Wziąwszy go poszła do miasta i zobaczyła jej teściowa to, co zebrała. Wtedy Rut wyjęła i dała jej to, co pozostało jej z posiłku. «Gdzie zbierałaś dzisiaj kłosy – zapytała ją teściowa – gdzie pracowałaś? Niech będzie błogosławiony ten, który zaopiekował się tobą!» Wtedy wyjawiła swej teściowej tego, u którego pracowała, mówiąc: «Człowiek, u którego pracowałam dzisiaj, nazywa się Booz». Powiedziała Noemi do swej synowej: «Niech będzie on błogosławiony przez Pana, który nie przestaje czynić dobrze żywym i umarłym!» I dodała Noemi: «Człowiek ten jest naszym krewnym, jest jednym z mających względem nas prawo wykupu». «I jeszcze powiedział mi – rzekła Rut Moabitka – przyłącz się do moich dziewcząt, dopóki nie skończą całego mojego żniwa». Noemi powiedziała do swej synowej, Rut: «Lepiej dla ciebie, moja córko, że będziesz wychodzić z jego dziewczętami, niż mieliby cię źle przyjąć na innym polu». Dołączyła się więc Rut do dziewcząt Booza, aby zbierać kłosy do czasu zakończenia żniw jęczmienia i żniw pszenicy, i mieszkała ze swoją teściową. (Rt 2, 14-23)
W tym miejscu dochodzimy do czegoś niezwykle pięknego i wręcz fundamentalnego w spotkaniu Rut i Booza. W ich pierwszej rozmowie pada niesamowite sformułowanie, które w polskim tłumaczeniu nie wybrzmiewa tak niezwykle jak w hebrajskim oryginale. Otóż, w miejscu, gdzie Rut dziękując Boozowi za okazaną życzliwość, stwierdza, że tenże „przemawiał do niej z dobrocią”, w hebrajskim tekście możemy znaleźć dosłownie wyrażenie „mówił sercem do jej serca”. Co za niesamowite zdanie! Okazuje się nagle, że ta zwykła rozmowa, te kilka słów, które do siebie wypowiedzieli, stają się początkiem niezwykłej więzi, w której spotykają się dwa serca, przemawiające bezpośrednio do siebie, które (o ile można tak powiedzieć) rozumieją się bez słów.
Drugą rzeczywistością, którą spotykamy na polu Booza, są ludzie: żniwiarze i dziewczęta. Kiedy Rut rozmawia z Boozem po raz pierwszy, ten poleca jej przyłączyć się do dziewcząt na jego polu. Słowa Booza musiały być dla Rut bardzo ważną wiadomością, ponieważ później, opowiadając swojej teściowej o tym, co wydarzyło się tego dnia, powtarza owo zaproszenie z ogromnym entuzjazmem. Jej radość potwierdza Noemi, dodając, że to dobre środowisko do przebywania, bo na innym polu mogłoby ją spotkać coś złego. To bardzo ważny wątek. Każdy bowiem człowiek, który chce wzrastać w wierze, który chce krok po kroku porzucać dawne zło i przyjmować zwyczaje oraz sposób życia nowego człowieka, koniecznie potrzebuje właściwego środowiska, w którym będzie mógł to robić. Wspólnota ludzi wierzących, wyznających podobne wartości, którzy zmagają się z podobnymi problemami, mają podobne wątpliwości i kryzysy w wierze sprawia, że znajdujemy się niejako w chronionym środowisku, gdzie wiara może bez przeszkód rozwijać się i wzrastać. Nie da się wiary rozwijać w pojedynkę, bez wspólnoty.
Noemi, teściowa Rut, powiedziała do niej: «Moja córko, czyż nie powinnam ci poszukać spokojnego miejsca, w którym byłabyś szczęśliwa? Oto czyż nie jest naszym powinowatym Booz, Booz, z którego dziewczętami ty byłaś? On to właśnie dzisiaj wieczorem ma czyścić jęczmień na klepisku. Umyj się i namaść, nałóż na siebie swój płaszcz i zejdź na klepisko, ale nie daj się jemu poznać, dopóki nie skończy jeść i pić. A kiedy się położy, ty zauważywszy miejsce jego spoczynku, wyjdziesz, odkryjesz miejsce przy jego nogach i położysz się, a on sam wskaże ci, co masz czynić». Odpowiedziała Rut: «Wszystko, co mi powiedziałaś, wykonam». Zeszła więc na klepisko i uczyniła to wszystko, co kazała jej teściowa. Booz po jedzeniu i piciu, w dobrym samopoczuciu poszedł położyć się na brzegu stosu jęczmienia. Wtedy Rut podeszła cicho, odkryła miejsce przy jego nogach i położyła się.
A w środku nocy Booz poczuł zimno i rozglądając się dokoła zobaczył kobietę leżącą przy jego nogach. Zapytał: «Kto ty jesteś?» Odpowiedziała: «Ja jestem Rut, służebnica twoja. Rozciągnij brzeg swego płaszcza nade mną, albowiem jesteś powinowatym». Powiedział: «Błogosławiona bądź, moja córko, przez Pana! Jeszcze lepiej niż za pierwszym razem okazałaś swoją miłość za drugim razem, gdy nie szukałaś młodych mężczyzn, biednych czy bogatych. Nie lękaj się więc, moja córko; wszystko, co powiedziałaś uczynię dla ciebie, gdyż wie każdy mieszkaniec mego miasta, że jesteś dzielną kobietą. Jednakże, jeśli jest prawdą, że jako krewny [twego męża] mam prawo wykupu, to jest jeszcze krewny bliższy ode mnie. Pozostań tutaj przez noc, a rankiem, jeśli on będzie chciał wypełnić wobec ciebie swój obowiązek jako krewny [twego męża], dobrze będzie, jeśli go wypełni, lecz jeśli nie będzie chciał go wypełnić, to na życie Pana, ja go wypełnię względem ciebie. Śpij aż do rana!» Spała u jego nóg aż do świtu. O tej porze, kiedy człowiek nie może jeszcze odróżnić innego człowieka, wstał Booz. Mówił bowiem do siebie: Nie powinien nikt o tym wiedzieć, że kobieta przyszła do mnie na klepisko. Powiedział [do niej]: «Podaj okrycie, które masz na sobie, i trzymaj je mocno». Gdy trzymała je, odmierzył jej sześć [miar] jęczmienia i podał jej. Po czym poszła do miasta. Przyszła Rut do swej teściowej, a ta zapytała ją: «Co z tobą, moja córko?» Opowiedziała jej Rut wszystko, co uczynił dla niej ten człowiek. Dodała Rut: «Dał mi te sześć [miar] jęczmienia mówiąc: Nie możesz wrócić z pustymi rękami do swej teściowej». «Bądź spokojna, moja córko – powiedziała Noemi – aż dowiesz się, jak potoczą się rzeczy, gdyż nie spocznie ten człowiek, dopóki nie zakończy dzisiaj tej sprawy». (Rt 3, 1-18)
Wchodzimy teraz w Księdze Rut w najbardziej intymny i przez to najbardziej niedostępny etap znajomości Rut i Booza, czyli każdej poszukującej duszy i Boga. Wszystko, co spróbujemy teraz zobaczyć, może być tylko zarysem, delikatnym śladem tego, co się między nimi dzieje, ponieważ Bóg z każdą duszą buduje niepowtarzalną, delikatną więź, która nigdy nie jest dostępna dla kogoś stojącego z boku. Spróbujemy więc poszukać tylko drogowskazów i znaków, według których każdy będzie musiał pójść o własnych siłach i według indywidualnego zaproponowanego mu przez Boga sposobu.
Fragment Księgi Rut, który właśnie przeczytaliśmy, jest opisem niezwykle intymnego zjednoczenia duszy z Bogiem i aby zawrzeć tak niepojęte sprawy w ludzkich pojęciach i słowach, narrator posługuje się obrazem wspólnie spędzonej nocy.
W tym wypadku chodzi nam o niezwykłą bliskość, jaka ich tej nocy połączyła. Zanim do tego dojdzie, zanim Rut znajdzie się pod kocem Booza, musi się odpowiednio przygotować, w czym niezawodnie pomaga jej Noemi – doświadczona w obcowaniu z Bogiem dusza, dająca swojej młodej protegowanej odpowiednie wskazówki i rady. Poleca jej mianowicie, aby przed pójściem na spotkanie z Boozem odpowiednio się umyła, ubrała i namaściła, czyli w tamtejszym rozumieniu użyła odpowiednich pachnideł. W tym przygotowaniu chodzi więc o całościowe przygotowanie się do wyjścia na bardzo ważne spotkanie. To wszystko wygląda jak szykowanie się na wyjątkową randkę. I dokładnie o to chodzi. Dusza, która chce intymnie spotkać Boga, powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, aby być możliwie najlepiej przygotowaną na to wyjątkowe spotkanie. Polega to na oczyszczeniu z wszelkich brudów grzechu, co w przygotowaniach Rut wyrażone jest w konieczności kąpieli. Piękna szata Rut oznacza wysiłek, który wkładamy w rozwijanie naszych dobrych cech, cnót i w przyozdabianie się wszelkim dobrem, na jakie tylko nas stać. Mówiąc inaczej, próbujemy upodobnić się do obrazu, według którego zostaliśmy stworzeni, czyli do samego Boga, niedoścignionego, ale ciągle poszukiwanego wzoru. Wreszcie trzeci etap, najwyższy i najmniej już od nas zależny, to namaszczenie duchowymi darami i charyzmatami, które w przygotowaniach pięknej Rut ukazane zostały poprzez namaszczenie wonnymi pachnidłami. Wyposażeni na tych trzech poziomach możemy stanąć przed Bogiem.
W historii Rut dzieje się jednak nagle coś bardzo dziwnego, czego nikt z nas zupełnie się chyba nie spodziewał. W tekście jest to wyrażone nietypową prośbą czy raczej poleceniem Noemi, która widząc gotową już na spotkanie z Boozem Rut, prosi ją, żeby nie pokazywała się mu dopóki ten, będąc najedzony, nie zaśnie na klepisku. Po co wszystkie te starania i przygotowania, skoro jedyną, która będzie o nich wiedzieć, jest Rut? To jest właśnie jeden z najbardziej kluczowych i nie ma się co oszukiwać, również jeden z najtrudniejszych, etapów poszukiwania Boga, który może być nam trudno zrozumieć bez specjalnego wysiłku. Kryje się w nim bardzo ważne przekonanie, że nigdy nie będziemy tak naprawdę gotowi na spotkanie z Bogiem. Że choćbyśmy wykonali w sobie niewiarygodną pracę duchową, choćbyśmy wyrzucili z siebie wszelkie możliwe grzechy, usunęli wszelkie zło, choćbyśmy się wyposażyli w całą gamę dobra i napełnili wszystkimi istniejącymi darami duchowymi, to de facto nie nadajemy się w ogóle, aby spotkać Boga twarzą w twarz. Dlatego, że wobec Jego świętości i czystości, wobec Jego nieskończonego majestatu i potęgi, wobec Jego natury, do której zrozumienia nie jesteśmy w stanie zbliżyć się nawet na krok, wszystko, co próbujemy Mu przedstawić jako dobre i piękne, jest zwyczajnym brudem i śmieciem.
Na domiar złego, jakby jeszcze nie było za trudno, sam Bóg wydaje się być rozczarowany nami w tym spotkaniu. Bardzo często więc dusza, która zaczyna się naprawdę do Niego zbliżać i z Nim poznawać w niezwykłej intymności, doznaje swoistego odrzucenia z Jego strony, zupełnie dla niej niezrozumiałego. Widać to w naszej historii w tym miejscu, gdzie w środku nocy Booz po przebudzeniu nie poznaje Rut i pyta dosyć obcesowo: kim ty jesteś?* Jakby miał jej wręcz za złe, co ona właściwie tam robi, jak śmiała znaleźć się tak blisko. Zaczyna ukazywać duszy rzeczywiste rozmiary zła i brudu, które się w niej znajdują. Budzi to oczywiście jej przerażenie i powoduje chęć ucieczki, ale Bóg robi to tylko po to, żeby to odkryte i ujawnione w niezafałszowanej skali zło usunąć ze zbliżającej się do Niego duszy. Sami nie jesteśmy w stanie ani zobaczyć tego zła, ani przemóc go w sobie, więc w pewnym momencie Bóg przejmuje inicjatywę, co na początku jest dla nas strasznym doświadczeniem, bo otwierają się nam oczy, ale potem staje się słodyczą wyzwolenia, na które od tak dawna czekaliśmy.
Jak doskonale widać w tekście, który czytamy, trzeba pozwolić Bogu, żeby w pewnym momencie On całkowicie przejął inicjatywę. Zauważmy, że kiedy Noemi przygotowuje Rut na to nocne spotkanie, to kończy swoje rady zdaniem mówiącym o tym, żeby w pewnym momencie Rut pozwoliła działać Boozowi. Noemi doskonale wie, że sami możemy przejść tylko kawałeczek drogi, później zaś musimy pozwolić się poprowadzić Bogu. Nad ranem, kiedy Booz wstaje, aby w sądzie załatwić sprawę przynależności Rut do niego, wypowiada dosyć tajemnicze słowa o tym, żeby nikt się nie dowiedział, że tej nocy ta kobieta była u niego. Chce to zachować w tajemnicy, bo wie, że nikt inny poza nimi nie zrozumie tego, co ich połączyło. Dokładnie tak jest z każdym, kto z Bogiem wchodzi w taką relację. Nie da się jej w pełni przekazać, nie da się jej opowiedzieć, ona jest tajemnicą duszy i Boga.
Jedno jest pewne – tak, jak mówi na końcu rozdziału Noemi – Bóg zrobi wszystko, żeby do tego spotkania, do tej bliskości doprowadzić. On, któremu niczego i nikogo nie brakuje, pragnie tej relacji nieskończenie bardziej niż my i jest gotów zrobić absolutnie wszystko, włącznie z oddaniem własnego życia, aby swoje pragnienie zrealizować. Czy można sobie wyobrazić lepszą dobrą nowinę? Czy można pomyśleć, że Bóg mógłby nie być naszym sprzymierzeńcem, skoro ma w sobie takie pragnienia i taką nieustępliwość?